sobota, 25 maja 2013

Rozdział 13

Wstałam wcześnie z uśmiechem na twarzy. Tak długo czekałam na to, żeby się z nim pogodzić. Cały czas miałam nadzieję, która z dnia na dzień nadzień wygasała... A jednak, wszystko jest już w porządku.
Ruszyłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do mojego pokoju. Wciągnęłam jeansowe szorty, top z kolorowym nadrukiem i bieliznę. Ubrałam się w to i zbiegłam na dół. Mama siedziała jak zwykle w kuchni. Czy to jest jej ulubione pomieszczenie w domu? Chyba tak...
- Witam wielką królową Ellie.- powiedziałam i się zaśmiałam. <Ellie- imię mojej mamy>
- Witam moją poddaną. Dzisiaj na śniadanie poproszę naleśniki.- zażartowała.
Rano zawsze witałyśmy się w jakiś dziwny sposób. Zaśmiałyśmy się.
- Wychodzisz gdzieś dzisiaj?- zapytała.
- Tak. Przecież nie będę przesiadywała przez cały czas w domu.- wyciągnęłam z szafki płatki.
- Z kim?
- Aż taka jesteś ciekawa?
- Mam to po tobie.- odparła z dumą.
- A nie ja po tobie?- powiedziałam i zaśmiałam się.
- Nie.- odparła stanowczo.- Mamusiu, ja ce siusiu, zaplować mnie do lazienki.- udawała małe dziecko i zaczęła udawać, że płacze.
- Nie mam czasu dziecko, wyjeżdżam na tydzień do cioci, bo się przeprowadziła i muszę jej pomóc rozpakowywać kartony i inne takie rzeczy.- powiedziałam coś podobnego, co kiedyś napisała mi na kartce.
- Haha, bardzo śmieszne.- powiedziała ironicznie.
- Wiem.- zaśmiałam się.
Płatki nasypałam do miski i zalałam mlekiem. Zaczęłam jeść moje śniadanie.
- Widzę, że komuś apetyt wrócił.- uśmiechnęła się.
- A żebyś wiedziała.- odpowiedziałam z pełną buzią.
Kiedy zjadłam to poszłam do siebie. Weszłam do łazienki <do łazienki się wchodziło przez mój pokój, a łazienka jest tylko moja, rodzice mają osobną>. Umyłam zęby i zrobiłam lekki makiłaż. Włosy związałam w wysoką kitkę. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam... znośnie.
Spojrzałam na zegarek 12:13. I co ja będę robić? Sama nie wiem. Postanowiłam wejść na komputer. Kiedy się włączył to zajrzałam na facebooka, a później przejrzałam strony plotkarskie. Nie było nic ciekawego. Zerwałam się na równe nogi kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko wyłączyłam komputer i szukałam telefonu. Jak na złość, nigdzie go nie było. Szukałam i szukałam i nie mogłam znaleźć.
- Czego szukasz?- usłyszałam Chrisa.
Spojrzałam na niego. Stał w progu drzwi do mojego pokoju. Widocznie moja mama go wpuściła.
- Telefonu. Nigdzie nie mogę go znaleźć.
- A sprawdzałaś kieszenie?
Przeszukałam jedną, nie było. Przeszukałam drugą i wyciągnęłam z niej... mój telefon. Chris wybuchł śmiechem, a ja oblałam się rumieńcem.
- Idiotka...- szepnęłam sama do siebie.
- Dobra, dobra. Koniec.- przestał się śmiać.- Nawet się nie przywitasz?- zapytał z wyrzutem.
- Oj, dobra.- podeszłam i przytuliłam go.- Szczęśliwy?- zapytałam i odsunęłam się.
- Bardzo.- uśmiechnął się.- To co, idziemy?
- Pewnie.
Zeszliśmy na dół. Oznajmiłam mamie, że wychodzę, założyłam buty i wyszliśmy.
- Na jaki film idziemy?- zapytałam.
- Sam nie wiem. Wybierzemy coś na miejscu.- uśmiechnął się.
- Czyli spontan?
- Zgadza się.- zaczęliśmy się śmiać.
Szliśmy i romawialiśmy.
- Widzę, że komuś się humor poprawił.- powiedział nagle i uśmiechnął się szeroko.
- Noi dobrze!- krzynęłam rozpromienionym głosem.- A co, wolałeś gdy byłam smutna?- zapytałam marszcząc brwi.
- Ty kiedyś byłaś smutna?- uśmiechnął się
- Zawsze jestem smutna tylko kryję się pod maską...- pomyślałam.
- Nigdy nie byłaś. Wtedy byłaś wesoła, a teraz jeszcze weselsza.
- No wiem.- uśmiechnęłam się.
- Co się takiego wydarzyło?
- Pogodziłam się z ...- chciałam dokończyć, ale Chris mi przerwał.
- Justinem. To super!- krzyknął.
- Człowieku, uspokuj się.- wybuchłam śmiechem.
- A tak w ogóle to o co się pokłóciliście?
- Nie ważne.
- Powiedz.
- Nie.
- Powiedz.
- Nie, nie i jeszcze raz nie!- krzyknęłam.
Zakończyliśmy na tym już ten temat.
Kiedy byliśmy w kinie, to zdecydowaliśmy wybrać się na horror. Kiedy wybraliśmy odpowiedni to kupiliśmy bilety, a potem pocorn i ruszyliśmy na salę.
Po filmie poszliśmy do niedrogiej restauracji i zamówiliśmy sobie coś do jedzenia. Po zjedzeniu naszych porcji, zapłaciliśmy i wyszliśmy. Chris odprowadził mnie, a ja jak zawsze pożegnałam go buziakiem w policzek.
Weszłam do domu i ruszyłam w stronę kuchni. Znając życie, siedzi tam moja mama. Miałam rację.
- Jesz obiad?- zapytała gdy weszłam.
- Nie, nie jestem głodna.
- A rano już myślałam, że wrócił ci apetyt.- powiedziała rozczarowana.
- Ale ja już jadłam. Przed chwilą byłam w restauracji z kolegą...- ummm, mogłam jej zaoszczędzić szczegułów...
- Z kolegą?- jej oczy się zaświeciły.
- Mhmm...- trochę się zawstydziłam i spuściłam głowę.
- Z Justinem?- uśmiechnęła się.
- Umm... Nie...
- No to z kim?
- Musisz wszystko wiedzieć?- podniosłam głowę.
- Ojj, sama wiesz jaka to jestem ciekawska. Nie chcesz mi powiedzieć to nie, ale powiedz czy to twój chłopak.- uśmiechnęła się.
- Nie, mamo. To nie jest mój chłopak.
- To czemu byłaś z nim na obiedzie i to jeszcze w restauracji?- zrobiła dziwną minę.
- Już nie wolno wyjść z kolegą na obiad? Jeszcze trochę i będziesz mi mówić, że spotkanie ze znajomymi to jakaś wspólna randka albo ...- chciałam dokończyć, ale mama mi przerwała.
- Nie musisz kończyć, wiem o co ci chodzi.
- No właśnie.- powiedziałam i wyszłam.
Ruszyłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Pochłąnęłam się myśleniem nad moimi cudownym i jakże trudnymi do spełnienia marzeniami. Moją sielankę przerwała dzwoniąca komórka.
- Halo?- powiedziałam.
- Cześć. Będę u ciebie za kilka minut. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.- usłyszałam szum.
Po kilku minutach usłychałam dzwonek do drzwi, przywitałam mojego gościa i zaprosiłam do mojego pokoju.
- Nigdy nie zgadniesz co się stało!- pisnęła Amy.
Pewnie już się domyślicie, że to też ona dzwoniła.
- Nie chce mi się zgadywać. Powiedz!
- Na resztę wakacji lecę do Miami! Jasper mnie zabiera!
- Na prawdę?! Ale fajnie, ja też chce tam lecieć!- gdy to powiedziałam to Amy wybuchła śmiechem.- Ale jesteś pewna, że chcesz jechać?- zapytałam.
- Tak, jestem. A tak poza tym to przecież jesteśmy razem już 2 lata, a znamy się 3 lata, więc ufam mu.- uśmiechnęła się.
- Racja...
No tak, wiem. Bardzo długo są razem. Zazdroszczę im tego. Widać, że im na sobie zależy. Nie zdziwię się jak Amy mi powie, że biorą ślub.
Pogadałyśmy jeszcze trochę. Umm, trochę to za mało powiedziane, bo siedziała u mnie jeszcze 3 godziny...
Kiedy poszła to zjadłam kolację i poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafki piżamę i poszłam do łazienki. Kiedy woda lała się do wanny to ja zmyłam makijaż i umyłam zęby. Do wody włałam kilka olejków. Kąpałam się tylko pół godziny, bo nie chciało mi się dłużej siedzieć. Wyszłam spuściłam wodę, wytarłam się i ubrałam piżamę. Wyszłam z łazienki i położyłam się. Znowu się rozmarzyłam i znowu przerwał mi dzwoniący telefon. Grr! Odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
- Halo?- powiedziałam.
- Jutro przyjdę po ciebie, przejdziemy się gdzieś.- usłyszałam czyjś głos, ale za Chiny nie mogłam poznać czyj...
- Umm, ok...- powiedziałam, nie wiedząc z kim właśnie się umówiłam.
- Będę o 13. Do zobaczenia.
- Mhmm, pa.- rozłączyłam się.
Kto to do cholery był?! Eee, nie ważne. Jutro się zobaczy.
Usnęłam, myśląc z kim się jutro zobaczę.

środa, 22 maja 2013

Rozdział 12

*Miesiąc później*

Mimo tamtych wydarzeń w moim życiu to czas zleciał mi bardzo szybko. Spędziłam go na spotkaniach z Amy i Jasperem lub Lukiem. Tak, Lukiem. Teraz jesteśmy bardzo dobrymi kumplami. Do przyjaciół do jeszcze trochę za daleko, ale wszystko zmienia się pod wpływem jednej sekundy w naszym życiu. Czasem nawet spotykałam się z Chrisa i poszliśmy gdzieś razem. Pytał się czemu z jestem z Justinem pokłócona. A jedna Bieber mówił mu o tym, że już się nie spotykamy i nie odzywamy do siebie...
A co w ogóle z nim? Tak jak mówiłam, ja pierwsza ręki nie wyciągnę i tego nie zrobiłam. Z resztą on też... Nie widuję go, a on się nie odzywa. Może i dobrze, bo szybciej o nim zapomnę, ale tęsknię za nim...
Obudziły mnie promienie słoneczne. Jest początek sierpnia, jeszcze trochę i znów trzeba iść do szkoły... Nie! Ja nie chcę! Dobra nie będę się zamęczać tym tematem i postaram się na razie o tym zapomnieć.
Wstałam i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a gdy wyszłam to wytarłam się i owinęłam ręcznikiem. Weszłam do swojego pokoju i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej szorty i pomarończową bokserkę. Ubrałam to i ruszyłam do łazienki. Makijażu nie robiłam, a włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone.
Na dzisiaj nie mam żadnych planów. Amy i Jasper wychodzą dzisiaj gdzieś razem, Luke ma szlaban... A Chris? Sama nie wiem, ale nie będę dzwonić, bo pewnie jest zajęty. A może? Dobra, zadzwonię. Wykręciłam jego numer.
- Siemka.- powiedziałam.
- No, siema. Coś się stało, że dzwonisz?
- Co by miało się stać? Nie można już zadzwonić? A tak w ogóle masz dzisiaj czas?
- Niestety, nie. Muszę jechać do babci, a nie chce mi się...
- Echh, to szkoda.
- A co? Już tęsknisz?
- A żebyś wiedział.- zaśmiałam się.
- No to jutro będę po ciebie o 13. Idziemy do kina.
- Ok, no to do jutra.
- Już się nie mogę doczekać.- powiedział.
- Nie przesadzaj.- zaśmiałam się i zakończyłam połączenie.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie myślcie sobie, że to mój chłopak. Nie mam chłopaka. To taki dobry kumpel, tak jak Luke.
Zeszłam na dół. W kuchni siedziała mama i już szykowała obiad. Spaghetti. Mniam. Aż ślinka cieknie.
- Dobry.- przywitałam się.
- Dzień dobry pani Elizabeth, dzisiaj panna życzy sobie śniadanie, czy znowu głoduje?- zażartowała moja mama.
- Głoduje.- zaśmiałam się.
- Elizabeth, od kilku tygodni bardzo mało jesz. Jeszcze trochę i mi w anoreksję popadniesz.
Po kłótni z Justinem przestałam jeść, załamałam się... Teraz jem, ale mało, bardzo mało...
- Co ja poradzę na to, że nie jestem głodna? Chyba nie będę jedzenia wpychać na siłę, żeby później mnie brzuch bolał, nie?
- Echh, niech ci będzie. Ja za chwilę kończę robić obiad, a ty go sobie odgrzejesz, bo ja jadę pozałatwiać różne sprawy. Jakoś wieczorem powinnam być.
- Ok, dzięki.- cmoknęłam ją w policzek.
Znów poszłam do siebie. Włączyłam komputer. Posiedziałam trochę na facebooku i posprawdzałam strony plotkarskie.
Kiedy już skończyłam i zeszłam na dół to mamy nie było. Usiadłam na kanapie i włączyłam MTV. Słuchałam różnych piosenek, zobaczyłam napis w rogu "Next: Justin Bieber- Baby". Po chwili wydobyły się pierwsze dźwięki tej piosenki... Wspomnienia powróciły... Wtedy co Jus był u mnie i co wtedy skakał na kanapie i śpiewał tą piosenkę... Nie wytrzymałam, popłakałam się. Ale mój mózg rozkazał mi przestać, że nie ma co płakać. Jakby chciał się spotkać to by już dawno się odezwał. Tylko że ja na tym cierpie...
Wstałam i ruszyłam do łazienki. Przemyłam twarz i zrobiłam delikatny makijaż. Wyszłam z niej i schowałam telefon do kieszeni. Pobiegłam do kuchni i chwyciłam jabłko, bo już trochę zgłodniałam. Założyłam moje czarne trampki i wyszłam. Zakluczyłam drzwi i ruszyłam w kierunku pola. Naszego pola. Byłam tam tylko 2 razy, ale drogę pamiętam jakbym chodziła tam codziennie.
Szłam rozglądając się i zagryzając jabłko. Ludzie w okół mnie wydawali się być tacy szczęśliwi. Chciałabym być na ich miejscu... Niby wszystko mam, dobrych przyjaciół, kochającą rodzinę, ale pozostała jedna niewypełniona luka. Po nim...
Usiadłam na samym środku, czyli tam gdzie zawsze. Rękoma oparłam się o ziemię. Wspominałam te wszystkie chwile kiedy był ze mną. Co prawda, mało ich było. Znałam go krótko. Płakałam po kłótni, bo tęskniłam. Zdążyłam się do niego przyzwyczać, a tak nagle on odszedł. Żeby nie było, nie byłam w nim zakochana, na pewno nic z tych rzeczy.
Jedna samota łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją wytarłam. Nie mogłam się rozkleić, nie tutaj. W domu będę płakać ile mi się będzie chciało, ale nie tutaj.
- Co ty tu robisz?!- usłyszałam dobrze mi znajomy głos.
Odwróciłam się, a za mną stał on. Przejechałam wzrokiem od jego stóp do głowy. Na jego twarzy przystanęłam. Płakał. Widać było jego szkliste oczy i dopiero co wylane łzy, które zrobiły mokre ścieżki na jego policzkach.
Miał dziwny wyraz twarzy. Nie, to nie był gniew. Raczej zaskoczenie.
- Ty płaczesz?- zapytałam i wstałam z miejsca.
Podszedł do mnie i mocno przytulił. Skąd ta nagła zmiana? Czyżby mnie z kimś pomylił?
- Miałaś rację. Jestem idiotą, że ciebie nie posłuchałem.- mówił przez płacz.
- Ale w czym miałam rację? Opowiedz mi wszystko od początku do końca.
Usiedliśmy, a on zaczął opowiadać. Dowiedziałam się, że przez ten cały czas spotykał się z Megan. Dzisiaj przyłapał ją jak całuje się z innym chłopakiem, a kiedy podszedł do nich i spytał się jej czemu mu to robi, to powiedziała, że nikt nie pokocha takiej gwiazdy jak on, a jak pokocha to jego kase, a ona powiedziała, że jego pieniądze i sława się tylko dla niej liczyła, a teraz już go nie chce.
- Tak mi przykro. Kupywałeś jej jakieś rzeczy?- zapytam gdy zakończył.
- Zawsze kiedy byliśmy na spacerze to zaciągała mnie do sklepu i prosiła, żebym jej coś kupił...- pociągnął nosem.
- Co za naciągara!- krzyknęłam.
- Elizabeth, przepraszam cię za to jak mi powiedziałaś, że właśnie może leci na moją kasę. Wydawało mi się to niedorzeczne, a jednak... Wiem, że teraz pewnie nie chcesz mnie znać, ale proszę. Wybacz mi.
- Wybaczyłam ci już w dniu kiedy się pokłóciliśmy...
- Na prawdę?- spojrzał mi w oczy.
- Tak.- uśmiechnęłam się.
Kolejny raz zaniósł się płaczem. Przytulił mnie i położył głowę na ramieniu.
- Ciii. Megan to idiotka. Nie wyobrażam sobie takiej płytkiej dziewczyny. Nie ma co wylewać litry łez za to coś.- teraz ja starałam się pocieszyć Justina, tak jak Amy mnie.
Siedzieliśmy tam jeszcze jakąś godzinę i postanowiliśmy pójść do mnie.
Justin usiadł do stołu, a ja odgrzałam spaghetti. Na początku jedliśmy normalnie, ale potem zaczęła się bitwa. Ja mu położyłam makaron na włosów, a on rzucił mi go na koszulkę. Zaczęliśmy w siebie rzucać. Kiedy już zakończyliśmy, bo makaron nam się skończył, usiedliśmy na krzesłach z uśmiechem na twarzy.
- Fajnie było, ale kto to teraz posprząta?- zapytałam.
- Ty.- zaśmiał się.
- Ja?
- Nie, święty Mikołaj.
- Ale ty też rzucałeś. To nie fair!
- Ale to nie mój dom, a do tego przyszedłem tu jako gość.- wyszczerzył się.
- Tak, tak. Mów sobie i tak mi pomożesz...
- Chciałabyś.- wystawił mi język.- Marzenia każdy może mieć.- zaśmiał się.
- Tak, chciałabym. Gadaj sobie, gadaj.
- Co jeszcze chciałabyś?
- Kopnąć cię tak, że polecisz na Marsa.
- Powtarzam: to tylko marzenia. A jakbyś tak zrobiła to moje fanki by cię zabiły.- uśmiechnął się.
- Skąd ta pewność? Ja sama siebie bym się nie zabiła.
- Jesteś pewna?
- Tak, jestem.- wstałam i podeszłam do szafki.- A teraz nie gadaj tylko pomóż mi sprzątać.- rzuciłam do niego mokrą ścierkę.
Złapał ją i zaczął ścierać ze stołu. Ja w tym czasie poszłam po mopa. Zmyłam podłogę, a Jus zmywał. Kiedy już skończyliśmy to ruszyliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
- A nie mówiłam, że mi pomożesz.- uśmiechnęłam się.
- Nie chciałem patrzeć jak się męczysz.
- Taa, jasne.- powiedziałam sarkastycznie
- To co teraz robimy?
- Film?
- Tylko jaki?
- Hmmm.- wstałam i podeszłam do półki z filmami.- Może "Koszmar z ulicy wiązów" ?
- Ok.
Włączyłam film i usiadłam obok Justina. Objął mnie ramieniem, a ja się jeszcze bardziej przysunęłam do niego. Siedzieliśmy tak i oglądaliśmy.
- No proszę. Ja jadę tylko na jeden dzień, a ty sobie chłopaków do domu sprowadzasz.- powiedziała moja mama.
Stała obok nas. Kiedy usłyszałam ją, to aż podskoczyłam.
- Przepraszam, Justin i tak za chwilkę miał iść...
- Skończcie oglądać, wtedy Justin grzecznie pójdzie.
- No dobra...- powiedziałam.
Wyszła, a ja i Justin siedzieliśmy w ciszy. Kiedy film się skończył, poszłam odprowadzić go do drzwi.
- Spotkamy się jutro?- zapytał.
- Jutro spotykam się z Chrisem...
- Chrisem?- miał zaskoczoną minę.
- Mhmm, nie mówił ci? Kiedy byliśmy pokłóceni to czas spędzałam z Amy i Jasperem, czasami z Chrisem, a czasami z Lukiem.
- Lukiem? Jakim Lukiem?
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć.- uśmiechnęłam się.
- To twój chłopak?
- Coś ty. Dobry kolega. To ten z imprezy...
- Ten, z którym tańczyłaś?
- Noo.
- Uuu. Powodzenia życzę.
- Spadaj! Idź już lepiej, bo zaraz z tobą nie wytrzymam.- zaśmiałam się.
- A co dostanę na pożegnanie?
- Kopa w dupę. Idź już, denerwujesz mnie.- uśmiechnęłam się.
- Nie.- pokazał na swój policzek.- Czekam.
Cmoknęłam go, a on poszedł. Poszłam do kuchni coś zjeść. Mama tam była. Na szczęście obyło bez głupich pytań. Zjadłam kilka kanapek i pobiegłam do siebie. Wyciągnęłam z szafy piżamę i poszłam do łazienki.
Kiedy woda się lała, ja zmyłam makijaż. Nalałam kilka olejków do wody. Wzięłam długą kąpiel. Kiedy wyszłam ubrałam piżamę i umyłam zęby. Wyszłam i położyłam się na łóżku. Usnęłam myśląc o Justinie i o tym jak dobrze, że wrócił.

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział 11

Wstałam późno. Przypomniałam sobie wczorajszy i przedwczorajszy dzień. Łzy ponownie spłynęły po moich policzkach. Dlaczego to wszystko przytrafia się akurat mi? Niczym takim nie zawiniłam. Chyba...
Wstałam i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki chłodny prysznic, a kiedy wyszłam to owinęłam się ręcznikiem. Aż bałam się spojrzeć w lustro. Moje przeczucie okazało się trafne, bo kiedy się zobaczyłam to miałam ochotę to lustro wybić... Miałam oczy całe spuchnięte i czerwone, usta sine, a twarz bladą.
Poszłam do pokoju po ubrania. Wyciągnęłam z szafy jeansowe szorty, bluzkę z napisem "Life sucks..." i oczywiście bieliznę. Z powrotem weszłam do łazienki. Ubrałam się w te rzeczy i umyłam zęby. Zrobiłam makijaż, by ukryć moją okropną twarz... Sama nie miałam ochoty na siebie patrzeć. Włosy rozczesałam i zostawiłam ropuszczone.
Zeszłam na dół by coś zjeść. Zrobiłam sobie płatki, zjadłam i pozmywałam po sobie. Postanowiłam, że pójdę do parku pospacerować. Telefon schowałam do kieszeni i ubrałam sandały. Wyszłam i zakluczyłam drzwi. Ruszyłam w stronę parku. Spacerowałam chwilę, a później usiadłam na jednej z ławek. Łokcie podparłam na kolanach, a twarz schowałam w dłoniach. Usłyszałam czyjeś kroki. Ktoś się do mnie dosiadł. Nie mógł usiąść na innej ławce?
- Coś się stało?- usłyszałam głos.
Spojrzałam się na nieznajomego. A jednak znajomego...
- Elizabeth?- zapytał.
- Mhmm, nie widać?
- Widać.- uśmiechnął się.- Czemu wtedy poszłaś?
- Miałam stać i patrzeć jak się obściskujesz z tą swoją Rose? Nie dzięki, już wole z mostu skoczyć.
- Zazdrosna?- zaśmiał się.
- Niby o co?
- A zresztą nie masz właśnie o co. Zerwała ze mną po tym jak odeszłaś... Uznała, że ją zdradzam...
- Przepraszam, to przeze mnie... Tak mi przykro...
- Nie masz za co przepraszać. Skoro mi nie wierzyła i nie ufała to nic by z tego nie było.
- Może i masz rację...
Siedział koło mnie nie kto inny jak Luke. Tak, Luke. A jednak, spotkaliśmy się jeszcze.
- Masz ochotę się gdzieś przejść?- zapytał.
- Pewnie.- uśmiechnęłam się.
Dużo spacerowaliśmy i rozmawialiśmy. Był taki inny niż reszta chłopaków...
Kiedy mnie odprowadził to wymieniliśmy się numerami. Pożegnaliśmy się, a ja weszłam do domu radosna. Postanowiłam zadzwonić do Amy, bo ostatnio się nie widywałyśmy. Wykręciłam jej numer.
- Halo.- usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
- Masz czas?
- Teraz?
- Nie, za miesiąc.- powiedziałam sarkastycznie.- Tak, teraz.
- Mam.
- Wpadniesz do mnie?
- Jasne, za chwilkę będę.
- Ok, pa.- rozłączyłam się.
Zanim się obejrzałam, usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko pobiegłam otworzyć. Nie był to nikt inny jak Amy.
- Wchodź.- powiedziałam.
Poszłyśmy na górę, oczywiście do mojego pokoju.
- Napijesz się czegoś?- zapytałam.
- Nie, dzięki. Ostatnio nie miałaś czasu na spotkania ze mną, więc przypuszczam, że byłaś z Justinem.- poruszyła brwiami.
- Nie wypowiadaj jego imienia...
- Czemu? Coś się stało?
Ile osób mnie już o to pytało. Jeszcze trochę i nie wytrzymam. Niby się o mnie troszczą i chcą mi pomóc, ale pewnie normalnie by się ze mnie śmieli. Nie mówię tu oczywiście o Amy...
- Właściwie, to stało się. I to dużo.- powiedziałam.
Już nie miałam siły dusić w sobie tych emocji. Musiałam się komuś wyżalić.
- Powiedz, co.- powiedziała Amy.
Opowiedziałam jej całą i historię. Od tego ranka w moim łóżku, wtedy gdy Justin leżał koło mnie, po imprezie. Później o spotkaniu z Lukiem. Następnie moim śnie. Zakończyłam na kłótni z Jusem. Oczywiście łez nie pochamowałam. Wszystko wróciło. Te wszystkie wydarzenia. Niby nic, ale dla mnie to jednak coś.
-  Wróciła druga strona?- zapytała, ona rozumie mnie jak nikt inny.
- Tak.
- Ile?
- Półtora dnia...
- Uuu, kiepsko. Nie martw się. Wszystko na pewno będzie dobrze.- przytuliła mnie.
- W moim przypadku nic nie będzie dobrze.- wtuliłam się w nią.
Zaczęłam jeszcze gorzej płakać. Cały makijaż mi się rozmazał, ale ja to miałam w nosie.
- Ciii, nie płacz.- próbowała uspokoić mnie Amy.
No tak. Próbowała. Na marne.
- A tak w ogóle co z tym Lukiem?- zapytała.- Spotkaliście się jeszcze?
- Tak, dzisiaj.
- Nie gadaj. Na prawdę?
- Mhmm, tak.
- I jak było?
- Bardzo fajnie. Mam jego numer.- zdobyłam się na uśmiech.
- To super! A co zamierzasz zrobić w sprawie Justina?
- Nic, to nie ja zaczęłam i ja pierwsza ręki nie wyciągnę...
- Masz rację.
Amy przesiedziała u mnie resztę dnia, a później poszła do siebie.
Poszłam się wykąpać. Podczas gdy woda lała się do wanny to ja zmywałam makijaż, a tak właściwie jego resztki, bo moje łzy świetnie się sprawdzają w tej roli.
Do wody nalałam kilka olejków. Piżamę rzuciłam na szafkę. Siedziałam tam, sama nie wiem ile, ale woda robiła już się zimna. Wyszłam i ubrałam moją piżamę. Umyłam zęby.
Dzisiaj prawie nic nie jadłam, a nie jestem głodna. Aż dzwine.
Położyłam się i długo nie mogłam usnąć, ale jakoś dałam radę.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 10

Szłam z nim za rękę... Rozmawialiśmy o wszystkim. Mieliśmy dużo wspólnych zainteresowań.
Przystanęliśmy pod wierzbą. Patrzyliśmy sobie w oczy. Te niebieskie tęczówki hipnotyzowały... Były takie jak ocean, a ja w nich tonęłam.
Zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Po chwili dzieliły nas milimetry. Czułam jego nierówny oddech. Musnął delikatnie moje usta. Chciałam tego jak niczego innego na świecie. Zaczęliśmy się całować coraz namiętniej. Nagle podeszła do nas ona... Rose. Oni przez cały czas byli razem. Jedną rękę trzymała za plecami. Spoliczkowała go i wyciągnęła do niego tą rękę, którą miała za plecami. Trzymała w niej... nóż. Nie zastanawiała się długo. Wbiła mu go w miejsce, gdzie znajduje się serce. Upadł, a po kilku sekundach pojawiła się pod nim kałuża krwi.
- Luke!- rzuciłam się na kolana i zaczęłam płakać.- Co ty zrobiłaś?!- krzyknęłam na dziewczynę.
- Jeszcze będziesz mi dziękować, że to zrobiłam.- odpowiedziała pewnie.
- Jak mogłaś?!
Spojrzała na mnie i odeszła bez słowa.
- Luke! Tylko nie to! Kocham cię!- krzyczałam do martwego chłopaka.
Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer karetki.
Oznajmili, że zaraz przyjadą. Przytuliłam go i cmoknęłam w usta, które już powoli zaczynały sinieć.
- To wszystko moja wina!- krzyczałam, a ta wierzba pod, którą byliśmy zdawała się płakać razem ze mną...

Obudziłam się cała zapłakana i spocona. Chwila, chwila... Czy ja powiedziałam we śnie, że go kocham? To nie możliwe, ja go nie za dobrze znam. To czemu tak powiedziałam? Nawet mi się spodobał, ale czy od razu się zakochałam? Na pewno nie...
Spojrzałam na zegarek. 8:37. Swoje zwłoki skierowałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam strasznie. Miałam całe czerwone oczy od wczorajszego płaczu i pod nimi wielkie wory.
Wyszłam z łazienki i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne leginsy przed kolano i niebieską tunikę na krótki rękawek. Ruszyłam znowu do łazienki, ubrałam się i umyłam zęby. Makijażu nie robiłam, chociaż wyglądałam jak potwór. Włosy związałam w luźnego koka. Dzisiaj nie zamierzałam nigdzie wychodzić.
Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie płatki. Zjadłam i pozmywałam po sobie. Usiadłam na kanapie w salonie i włączyłam jakiś film. Opowiadał o dziewczynie, sierocie. Gdy skończyła 18 lat, zamieszkała w swoim domu. Wtedy poznała swoją miłość: Davida. On ją zdradzał, a ona szukała pocieszenia w narkotykach. Kiedy on ją zostawił to załamała się totalnie. Wcale nie wychodziła z domu, a jak wyszła to na jakieś imprezy lub do klubów. Pewnego dnia gdy wracała właśnie z imprezy to poszła na most. Skoczyła z niego. Wtedy ten chłopak zrozumiał swój błąd. Po kilku dniach on skoczył z tego samego mostu.
Kiedy skończyłam oglądać, poszłam do kuchni i nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki. Wypiłam i wróciłam na "swoje" miejsce, a mianowicie, na kanape. Przeskakiwałam z kanału na kanał, aż w końcu trafiłam na jakiś ciekawy serial.
Oglądanie przerwał mi dzwonek do drzwi. Ruszyłam, aby zobaczyć kto jest moim gościem. W progu stał Justin. No tak, zapomniałam, że miał do mnie przyjść, a wyglądam jak... sama nie wiem do czego to porównać, ale na pewno okropnie.
- No, hej. Miałem przyjść, więc przyszedłem.- powiedział radośnie.
- Wchodź.
Ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Usiedliśmy na łóżku. Panowała między nami niezręczna cisza, a ja nie zamierzałam jej przerywać.
- Dlaczego wczoraj płakałaś?- wypowiedział to pytanie, którego nie chciałam słyszeć.
- Nie ważne.
- Proszę, powiedz. Mi możesz zaufać.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Chociaż powiedz czy to coś poważnego.
- Nic takiego.
- No dobrze, ale i tak kiedyś to z ciebie wyduszę.- uśmiechnął się.
- Nie tak łatwo.- odwzajemniłam uśmiech.- A tak w ogóle to przepraszam za to ja wyglądam. Przypuszczam, że jak ci drzwi otworzyłam to pewnie o mało co, na zawał nie padłeś.- zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
- Nie jest aż tak strasznie.- uśmiechnął się.
- No właśnie!- krzyknęłam.- Opowiadaj jak było na randce!- poruszyłam brwiami, a on się zaśmiał.
- Fajnie.
- Fajnie?
- Bardzo fajnie.
- Bardzo fajnie?
- Dobra, zajebiście.
- No, to już lepiej.- zaśmialiśmy się.- Mów jaka ona jest!- krzyknęłam entuzjastycznie.
- Ładna, miła, zabawna, urocza i mamy dużo wspólnych tematów.
- Widzisz, dobrze, że podeszłeś wtedy do niej w klubie.
- Bardzo dobrze, bo mam teraz dziewczynę.- uśmiechnął się szeroko.
- Dziewczynę? Tak szybko?
- No tak. Ja lubię ją, a ona mnie i teraz jesteśmy razem.
- Ale wy się prawie nie znacie. A może ona leci na twoją kasę albo sławę? Bo mi się tak wydaje...
- Jak śmiesz ją o to oskarżać?!- krzyknął.- Nawet jej nie znasz!
- Ja jej nie oskarżam. Powiedziałam, że mi się tak wydaje. A tak poza tym ty, tak właściwie też jej nie znasz.
- Dość! Nie mam ochoty tego słuchać! Jesteś egoistyczna!
- Ja?! Mówi to rozpieszczona gwiazdka, która myśli, że może mieć wszystko!- zagotowało się we mnie.- Myślisz, że każdy cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko?! Mylisz się! Wyjdź już stąd! Nie mam ochoty ciebie słyszeć i widzieć!- krzyknęłam.
- I już nigdy więcej nie zobaczysz!- wyszedł i trzasnął za sobą drzwiami.
Szłyszałam jak schodzi ze schodów. Widziałam przez okno jak szedł w stronę swojego domu. Widać było, że był wkurzony.
- Nie!- krzyknęłam na cały głos.
Łzy zaczęły wypływać z moich oczu.
- Proszę, nie! Wracaj! Ja nie chciałam tego powiedzieć! Nie chciałam!- krzyczałam, chociaż on tego nie słyszał.
Rzuciłam się na łóżko i histerycznie płakałam... Tak z dnia na dzień wszystko się spieprzyło... Niby już było wszystko w porządku, ale oczywiście moje życie jest do dupy i zawsze pierdoli się w najmniej oczekiwanym momencie...
Teraz płakałam przez Justina... Pamiętam jak kiedyś go nie znałam i tak go kochałam...
Pamiętam jak szłam kiedyś na spacer i miałam na sobie bluzkę z jego twarzą, a na dole napis "I <3 Justin Bieber". Ludzie oglądali się za mną. Niektórzy szeptali coś i pokazywali na mnie palcem, niektórzy się śmiali i obgadywali. A jedni... podchodzili i mówili mi prosto w twarz, że jestem szmatą, bo słucham Biebera... Wtedy płakałam tak jak teraz. Dlaczego ludzie nie akceptują czyjegoś gustu muzycznego i śmieją się z nich... Ja się nie śmieję z ludzi słuchających np. Hannah Montana.
Pamiętam jak kiedyś ktoś się dowiedział, że go słucham i mówił mi, że nie chce mnie przez to znać... I czy to są koledzy, koleżanki czy przyjaciele?
Kiedy sobie to przypomniałam to jeszcze gorzej zaczęłam płakać...
Resztę dnia spędziłam na tej samej czynności, a mianowicie... a zresztą sami wiecie. Mogłam zadzwonić chociaż do Amy, ale wolałam ten dzień spędzić sama.
Nie przebrałam się w piżamę i nawet nie wykąpałam się, tylko od razu położyłam się spać. Cicho szlochając, usnęłam.

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 9

Obudziłam się ze straszyn bólem głowy. Leniwie otworzyłam oczy i dokładnie obejrzałam pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Był to mój pokój. Co ja tu robię? Kiedy wstałam spodziewałam się najgorszego. Że leżę na łóżku w jednym z hotelowych pokoi, a obok mnie leży jakiś chłopak. A tu co? Jestem w swoim pokoju... Odetchnęłam z ulgą. Poczułam czyjś wzrok na sobie. Najpierw spojrzałam na lewo. Nikogo nie było. Odwróciłam głowę w prawo.
- Co ty tu robisz?!- podniosłam się do poozycji siedzącej.
- Pomogłem ci tutaj przyjść.- uśmiechnął się i też usiadł, był to Justin.
- Czy my...?- zapytałam niepewnie.
- Nie.
- Ufff.
Wstałam i ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a kiedy wyszłam owinęłam się ręcznikiem. Wtedy zorientowałam się, że nie wzięłam ciuchów.
- Justin...- uchyliłam drzwi.- Mógłbyś zamknąć oczy?
- A to czemu?
- Bo zapomniałam ciuchów i jestem w samym ręczniku.
- No dobrze, już zamykam.
- Dzięki.- powiedziałam i wyszłam z łazienki.
Podeszłam do szafy i wyciągałam ciuchy, aż poczułam czyjś wzrok na sobie. Odwóciłam się.
- Miałeś nie patrzeć!
- Nie mogłem się powstrzymać.- poruszył brwiami.
- Echh...
Wyciągnęłam zwykłą pomarończową sukienkę przed kolano i bieliznę. Znów ruszyłam do łazienki. Ubrałam się i zmyłam makijaż, ponieważ miałam jeszcze ten co na imprezie. Maznęłam rzęsy tuszem, a usta błyszczykiem. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone.
- Proszę teraz ty możesz iść.- powiedziałam, wychodząc z łazienki.
Teraz on wszedł do łazienki. Siedział tam jakieś 20 minut, a ja w tym czasie grałam w jakąś gierkę na moim telefonie.
Wyszedł i usiadł koło mnie.
- Nie chcę wiedzieć, ale muszę... Co ja takiego robiłam na imprezie?- zaczęłam niepewnie.
- Napewno chcesz wiedzieć?- kiwnęłam potakująco głową.- No więc... Tańczyłaś jeszcze trochę z tamtym chłopakiem. Później biegałaś do prawie każdego chłopaka i mówiłaś mu, że go kochasz. Później podeszłaś do Chrisa i chciałaś go pocałować, ale on wiedział, że byłaś pijana i odsunął się od ciebie. Pokłóciłaś się z nim i poszłaś. Podeszłaś do jakiegoś chłopaka i wyciągnęłaś go na parkiet. Potańczyłaś z nim trochę, a później on cię ciągnął do wyjścia. Wtedy ja pobiegłem za wami. Ruszyliście w stronę hotelu, ale mi się udało jakoś ciebie zabrać.
- Boże...- walnęłam się z otwartej dłoni w czoło.
- Ale to jeszcze nie koniec. Kiedy cię odprowadziłem to prosiłaś żebym został, więc zostałem. Chciałem iść do salonu, ale ty mnie zaciągnęłaś do swojego pokoju. Położyłaś się na łóżku i kazałaś mi się też położyć. Kiedy już leżeliśmy chciałaś mnie pocałować, ale ja ci się nie dałem. Zaczęłaś krzyczeć, że mnie kochasz. Kiedy chciałem iść do toalety to ty mnie przyciągnęłaś do siebie i ściągnęłaś ze mnie koszulkę. Ale na tym się skończyło. Wtedy położyliśmy się i usnęłaś.
- Ja, ja...- nie wiedziałam co powiedzieć, wstyd mi było za to.- Przepraszam...
- Nie masz za co. Wiem, że wtedy nie kontrolowałaś siebie.- uśmiechnął się.
- Właśnie, a co z tą dziewczyną?- postanowiłam zmienić temat.
- Nazywa się Megan i jest naprawdę miła. Mam jej numer telefonu.- uśmiechnął się.
- To wspaniale!- krzyknęłam.
- Jaki entuzjazm.- zaśmiał się, zawtórowałam mu.
- No co? Cieszę się z twojego szczęścia!
- Chyba raczej to ty się bardziej cieszysz.- znowu się zaśmiał.
- To co dzisiaj robimy?- zapytałam.
- Ja dzisiaj...
- Spotykasz się z Megan.- dokończyłam, bo wiedziałam, że to chce powiedzieć.
- Skąd wiedziałaś?
- To było proste. Idź się szykuj na randke Romeo.- zaśmiałam się
- Wyganiasz mnie? Spotykamy się o 16, a jest ...- spojrzał na swój zegarek- 15! WTF?! To ile my spaliśmy?!
- Nie wiem i nie zamieram liczyć. Lepiej już leć, bo się spóźnisz.- uśmiechnęłam się.
- No dobrze. Do jutra.
- Do jutra.
Wyszedł z mojego pokoju i słyszałam jak schodzi po schodach. Kilka minut potem poszłam zakluczyć drzwi. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie płatki. Sama nie wiem jak jeszcze jedzenia mi nie brakło i nie wydałam kasy, którą mama kazała mi płacić za zakupy.
Zjadłam i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i myślałam co by tu dzisiaj porobić. Po dłuższym namyśle postanowiłam się przejść na spacer. Zeszłam na dół i ubrałam moje ukochane, czarne baleriny. Wyszłam i ruszyłam w stronę parku.
Przechodziłam między drzewami, marząc. O czym? O tym co było, jakbym była zupełnie innym człowiekiem. Nagle na kogoś wpadłam.
- Bardzo przepraszam.- powiedziałam i spojrzałam na chłopaka.
- Nic się nie stało. Jak tam wczoraj po wczorajszej imprezie? Widziałem, że nieźle zabalowałaś.- uśmiechnął się.
Wszędzie poznałabym te niebieskie oczy. To był ten chłopak, z którym tańczyłam, jeszcze przed tym jak się tak bardzo upiłam.
- Nawet dobrze, tylko rano strasznie mnie głowa bolała.
- To normalne.- uśmiechnął się.- Jak masz na imię? Wczorał zapomniałem cię zapytać.
- Elizabeth.- wyciągnęłam w jego stronę rękę.
- Luke.- uścisnął moją dłoń.- Dasz się zaprosić na lody?
- Czemu nie.- uśmiechnęłam się.
Ruszyliśmy w stronę lodziarni. Bardzo szybko znalazłam z nim wspólny język. Wygłupialiśmy się i co chwilę wybuchaliśmy śmiechem.
- Jaki smak?- zapytał gdy już staliśmy pod budką.
- Hmmm. Nie wiem, ty wybierz. Coś czuję, że masz bardzo dobry gust.- uśmiechnęłam się, a on go odwzajemnił.
Zamówił po 2 gałki lodów czekoladowych i podał mi jednego.
- A nie mówiłam, że masz dobry gust.- powiedziałam, a on się zaśmiał.
Postanowiliśmy wrócić do parku i pospacerować tam jeszcze. Szliśmy śmiejąc się, aż nagle jak z pod ziemi wyrosła jakaś dziewczyna i rzuciła się na mojego towarzysza. Przyssała się do niego, a ja nie wiem czemu poczułam ukłucie w sercu. Przecież nie znałam go za długo... A jednak zabolało mnie to, że ma dziewczynę.
- Elizabeth, to jest Rose.- powiedział blondyn.
- Cześć.- wyciągnęłam rękę w jej stronę.
Ona popatrzyła na mnie wzrokiem pt. "On jest mój i lepiej się od niego odwal" i nawet nie podała mi ręki.
- To może ja już lepiej pójdę.- powiedziałam i odwróciłam się.
Ruszyłam w stronę mojego domu. Kiedy weszłam szybko pobiegłam do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. No nie, moja 2 strona znowu się pokazała... A tak dawno jej nie było...
Płakałam i płakałam, sama nawat nie wiem ile czasu. Ale czemu ja tak zareagowałam? Przecież to nie mój chłopak, a nawet nie za dobrze go znam... Nagle zadzwonił mój telefon. Odrzuciłam połączenie, potem dzwonił jeszcze raz i znowu odrzuciłam, powtórzyło się to jeszcze kilka razy. Czy Justin naprawdę nie mógł dać mi spokoju? A tak w ogóle to ja z Jusem wymieniliśmy się numerami w dniu kiedy się poznaliśmy <Rozdział 2>. Mówię to teraz, bo wydaje mi się, że o tym nie wspominałam.
Wkońcu wstałam napiłam się wody,żeby chociaż trochę mój głos się poprawił, po tym długim płakaniu. Otarłam łzy i odebrałam.
- Halo.- powiedziałam.
- Czemu odrzucałaś moje połączenia?- zapytał.
- Nie mam  ochoty z nikim rozmawiać.- starałam się jak najbardziej ukryć mój załamany głos, ale na darmo.
- Czemu płaczesz? Coś się stało?- w jego głosie było słychać troskę.
- Nie, nic. To nic wielkiego.
- Skoro nic wielkiego to czemu płaczesz? A do tego dziewczyna nie płacze od tak.
- To naprawę nie jest ważne.
- Może przyjść do ciebie?- zapytał.
- Nie, nie trzeba.- odpowiedziałam.
- No to jutro przyjdę, dobrze?
- Ok.
- To do jutra.
- Taa...- rozłączyłam się.
Odłożyłam telefon na półkę i zeszłam na dół w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Padło na kapki. Zrobiłam sobie 3 kromki z dżemem truskawkowym. Zjadłam i poszłam do siebie. Wyciągnęłam z szafy piżamę i ruszyłam do łazienki. Wzięłam długą relaksującą kąpiel. Z wanny wyszłam niechętnie, ale woda robiła się już zimna. Ubrałam piżamę i zmyłam resztki po tuszu, bo od płaczu cały mi się rozmazał.
Kiedy wyszłam z łazienki, rzuciłam się się na łóżko. Usypiałam myśląc o dzisiejszym dniu i o Luku... Czy ja go jeszcze kiedyś spotkam? Nie wiem, zobaczy się co przyniesie przyszłość... Długo nie mogłam usnąć, ale po godzinie nareszcie Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.




Nowy bohater:
Luke Collins- 16- latek, jest miły, uroczy, zabawny, jest po prostu idealnym materiałem na chłopaka


piątek, 17 maja 2013

Rozdział 8

Wstałam jako pierwsza. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że Justin spał koło mnie. Na podłodze Jasper i Amy, jak zawsze przytuleni, a Chris w kącie. No co? Oni się uparli, że chcą spać na podłodze. Prosiłam ich żeby chociaż poszli do mojego pokoju < bo spaliśmy w salonie>, ale nieee. Uparli się.
Poszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam ciuchy z szafy. Poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Umyłam zęby, włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Dzisiaj tylko przejechałam tuszem po rzęsach i pomalowałam usta różowym błyszczykiem.
Zeszłam na dół i na śniadanie postanowiłam zrobić naleśniki. Usmażyłam ich cały wielki talerz, a na stole rozłożyłam 5 mniejszych talerzy. Do tego zrobiłam kakao i nalałam do szklanek. Na środku stołu postawiłam dżem truskawkowy i czekoladę.
Poszłam obudzić moich gości. Weszłam do pokoju, a na kanapie siedział Justin i patrzył się w jeden puknt, a mianowicie w stronę okna.
- Cześć.- powiedziałam, podeszłam i usiadłam obok niego.- Jak się spało?- uśmiechnęłam się.
- Bardzo dobrze.- odwajemnił uśmiech.- Co to za piękny zapach?- pociągnął kilka razy nosem, a ja się zaśmiałam.
- Zrobiłam naleśniki, więc pomóż mi obudzić resztę.
Wstaliśmy i obudziliśmy Amy i Jaspera. Z Chrisem było trochę trudniej.
- Chris wstawaj...- powtarzałam już po raz setny.
- Spadaj brutalu! Nie oddam ci mojego misia!- krzyknął i uderzył mnie.
Przewróciłabym się, ale Justin zdążył mnie złapać. Każdy po tym co powiedział Chrstian, zaczął się śmiać. Śniło mu się coś, a ja na tym ucierpiałam. Chciałam się na nim odegrać więc poszłam do kuchni, wyciągnęłam kubek z szafki i nalałam do niego zimnej wody.
Kiedy weszłam do pokoju, Chris jeszcze spał, a reszta siedziała na kanapie i o czymś gadała. Podeszłam do śpiącego Beadlesa i jednym ruchem wylałam na niego całą zawartość kubka.
- Co do cholery?!- od razu się podniósł, po czym zmierzył mnie wzrokiem.
- Tak dla jasności: Nie chciałam zabrać ci twojego misia.- powiedziałam i odeszłam od niego.
Każdy wybuchł śmiechem włącznie ze mną. Chris popatrzył na nas dziwnym wzrokiem. No nie! Nie pamięta nawet co mu się śni?! Co to za człowiek...
Ruszyliśmy w stronę kuchni. Każdy zajął "swoje" miejsce, a ja nałożyłam każdemu po 2 naleśniki. Każdy zjadł swoją porcję, a chłopcy prosili o dokłatkę tłumacząc się tym, że facet je więcej od dziewczyn. Kiedy chłopcy zjedli, to każdy poszedł się ubrać, a ja zostałam i sprzątałam po śniadaniu. Pierwszy przyszedł do mnie Jus.
- To co idziemy tam dzisiaj, bo wczoraj jakoś plany nam się pokrzyżowały.- uśmiechnął się.
- Jasne, że tak.- odpowiedziałam.
Potem przyszła Amy, Chris i na końcu Jasper. Chwilę posiedzieliśmy i ustaliliśmy, że idziemy dzisiaj do jakiegoś klubu się zabawić. Potem już każdy się zbierał oprócz Justina. Kiedy każdy już poszedł, usiedliśmy na kanapie i ja włączyłam MTV. Oglądaliśmy teledyski, co chwilę komentując wszystko. Po kilku piosenkach zaczęła lecieć piosenka Justina "Baby", a on wstał wziął z szafki jakiś marker, wskoczył na łóżko i zaczął śpiewać do swojego "mikrofonu". Ja ze śmiechu o mało co się nie posikałam. To wyglądało mega komicznie. Na koniec piosenki zeskoczył z łóżka co mu się za bardzo nie udało, bo źle postawił nogę i trzasnął tyłkiem o podłogę. Wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem. Wstał i zaczął się śmiać ze mną.
Chwilkę jeszcze posiedzieliśmy u mnie i wyszliśmy. Kiedy byliśmy już na polu usiedliśmy tam gdzie wcześniej i spędziliśmy tam 2 godziny ciągle rozmawiając, a później JB postanowił zabrać mnie na obiad.
Kiedy wyszliśmy z restauracji ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- Tam jest!- krzyknęła jakaś dziewczyna.
Kiedy obróciliśmy się w stronę skąd dobiegł głos, zobaczyliśmy tłum fanek biegnących w naszym kierunku.
- Cholera! Uciekajmy!- krzyknął Jus.
Zaczęliśmy biec ile sił w nogach.
Biegliśmy już dosyć długo, a ja zauważyłam miejsce, w którym moglibyśmy się schować. Bez wahania złapałam Justina za rękę i pociągnęłam w wolną przestrzeń między dwoma budynkami. Fanki pobiegły przed siebie, nie patrząc w bok. Błagam. Trzeba być jakimś debilem żeby nie zobaczyć, że wasz idol zniknął wam z pola widzenia... Aż tak są zaślepione miłością do Biebera? Dosłownie. Ale sama kiedyś należałam do grupy tych dziewczyn, więc nie będę się źle wypowiadać na ten temat.
- Dziękuję.- szapnął Jus, głośno oddychając.
- Nie ma za co.- uśmiechnęłam się.
Postanowiliśmy poczekać tam jeszcze kilka minut na wszelki wypadek. Kiedy wyszliśmy z naszej kryjówki, nikogo już nie było. Jus odprowadził mnie do domu.
- No to będę po ciebie o 20:30, a potem pójdziemy po resztę, ok?- zapytał.
- Ok.- uśmiechnęłam się.- Do zobaczenia.- cmoknęłam go w policzek, a on uśmiechnął się i wyszedł.
Poszłam do swojego pokoju i postanowiłam zadzwonić do mamy. Szybko wykręciłam jej numer.
- Halo.- usłyszałam głos mojej rodzicielki.
- Hej mamuś. Co tam u ciebie?
- A wszystko w porządku, a u ciebie? Nie wywróciłaś domu do góry nogami?- zaśmiała się.
- Haha, bardzo śmieszne. U mnie wszystko też w jak najlepszym porządku. A tak w ogóle to chciałam się ciebie czegoś zapytać. Gdzie ciocia teraz mieszka?
- W Nowym Jorku.
- W Nowym Jorku? I mnie nie zabrałaś!- krzyknęłam i momentalnie zrobiłam się wściekła.
- Nie martw się kiedyś jeszcze przyjedziemy do niej.
- A konkretnie kiedy?
- Hmmm, sama nie wiem, ale chyba już w roku szkolnym.
- Tak długo? Ale może wytrzymam...
- Przepraszam muszę już kończyć twoja ciocia mnie woła.
- Ok, no to pa. Kocham cię.
- Ja ciebie też.- usłyszałam szum.
Postanowiłam usiąść przy laptopie i wejść na facebooka, bo dawno tam nie zaglądałam. Potem przejrzałam strony plotkarskie i pograłam trochę w różne gry.
Zeszłam do kuchni w celu zrobienia sobie kanapek, bo zgłodniałam. Kiedy zjadłam i posprzątałam po sobie, ruszyłam do salonu. Włączyłam telewizor i przeskakiwałam z kanału na kanał, aż wkońcu trafiłam na "Zmierzch". Na całe szczęście dopiero się zaczynało. Lubię ten film.
Kiedy już skończyłam oglądać to spojrzałam na zegarek. Była 19. Ruszyłam do łazienki, wzięłam prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Weszłam do pokoju i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarną sukienkę mini, a do tego postanowiłam ubrać czarne baleriny. Ubrałam sukienkę i poszłam do łazienki. Umyłam zęby i zrobiłam ostrzejszy makijaż, a usta podkreśliłam czerwoną szminką. Włosy zakręciłam i zaczesałam na bok. Na prawą rękę założyłam kilka bransoletek, a przez szyje przewiesiłam srebrny naszyjnik z czaszką. Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam jak nie ja. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
Była 20:26, więc za chwilę powinien przyjść po mnie Justin. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi to szybko zbiegłam na dół.
- Wow... Ślicznie wyglądasz.- powiedział Jus.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
Założyłam baleriny i wyszliśmy. Ruszyliśmy w stronę domu Amy, ale pewnie siedzi u niej też Jasper. Nie myliłam się. Ruszyliśmy w 4 pod dom Chrisa.
Kiedy już byliśmy wszyscy to ruszyliśmy w stronę klubu. Najpierw usiedliśmy na jednej z czerwonych sof, które stały pod ścianami. Po chwili Chrisa już nie było. Pewnie poszedł wyrywać jakieś dziewczyny. Kilka minut później Amy i Jasper również ruszyli na parkiet. Zostałam z Justinem i rozmawialiśmy, ale wciąż on spoglądał w stronę brunetki, która przez cały czas siedziała przy barze.
- Idź do niej i zaproś do tańca.- powiedziałam nagle, a on spojrzał na mnie.
- A co jeśli odmówi?
- Odmówi? Nawet nie ma takiej opcji. No idź.- powiedziałam.
Wstał i podszedł do nieznajomej. Chwilkę pogadali i po chwili ruszyli na parkiet. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Mogę prosić do tańca?- usłyszałam jakiś głos.
Spojrzałam na chłopaka. Był to niebieskooki blondyn i był niesamowicie przystojny. Przytaknęłam i tym razem my ruszyliśmy na parkiet. Przetańczyliśmy kilka piosenek, a po chwili zaczęła lecieć wolna muzyka. Chłopak objął mnie wokół talii, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Kontem oka widziałam, że Justin tańczy z tą dziewczyną, której się tak przyglądał. Jeszcze raz uśmiechnęłam się sama do siebie.
Impreza coraz bardziej się rozkręcała, a ja widocznie za dużo wypiłam, bo przed oczami nagle pojawiła mi się ciemność, a po chwili film mi się urwał.

czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 7

Rano obudziły mnie promienie słoneczne wpadające do mojego pokoju. Uniosłam powieki i uśmiechnęłam się sama do siebie. Wstałam i ruszyłam w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej jasne, jeansowe szorty i czarną bokserkę, nie zapominając o bieliźnie. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wytarłam się i ubrałam w wsześniej przygotowane ubrania. Umyłam zęby, zrobiłam delikatny makijaż, rozczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone.
Zeszłam na dół i weszłam do kuchni w celu znalezienia mamy. Zamiast tego zastałam tam karteczkę przyczepioną magnesem do lodówki.
"Witaj córciu.
Pewnie zastanawiasz się gdzie jestem, prawda? Wyjechałam do cioci na tydzień, nie mówiłam ci wcześniej, ale przeprowadziła się i pojechałam do niej pomóc rozpakowywać kartony i inne takie sprawy. Wiesz o co chodzi. W tym czasie dom jest do twojej dyspozycji. Jak chcesz możesz zaprosić Amy na noc. W szafce pod koszykiem masz pieniądze, żeby pójść kupić coś do jedzenia. Jakby coś się stało to dzwoń. A  i przepraszam, że wczoraj ci nie powiedziałam, ale po prostu wyleciało mi to z głowy. Dzisiaj nie chciałam cię budzić, dlatego piszę. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła.
Kocham
Mama"
Uśmiechnęłam się pod nosem i schowałam karteczkę do kieszeni. Nie byłam głodna, więc od razu wyciągnęłam swój telefon i wykręciłam numer Amy.
- Mam wolną chatę, wpadniesz? Może nawet przenocujesz u mnie, bo nie chce mi się tu samej siedzieć.- powiedziedziałam gdy tylko odebrała.
- Chwilka...- pewnie poszła się zapytać mamy czy może.- Ok, zaraz będę.- odezwał się jej głos po minucie.
- Czekam.- odpowiedziałam po czym się rozłączyłam.
Poszłam do salonu i włączyłam telewizor. Po chwili rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko pobiegłam przywitać mojego gościa.
- Wchodź.- powiedziałam gdy tylko otworzyłam drzwi.
Weszła i od razu ruszyłyśmy do mojego pokoju. Rozmawiałyśmy na różne tematy. Rozmowę nam przerwał telefon Amy. Rozmawiała już kilka minut.
- Dzwoni Jasper i pyta się czy może do nas przyjść. Może?- powiedziała odsuwając telefon od ucha.
- No ok.
Chwilkę jeszcze pogadała i schowała komórkę do kieszeni. Po kilku minutach przyszedł do nas Jasper. Rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się. Po jakiejś godzinie zadzwonił dzwonek.
- Kogo jeszcze tu do jasnej cholery niesie?!- zapytałam, krzycząc na co Jasper i Amy zareagowali śmiechem.
Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi.
- Cześć.- przywitał się ze mną Justin.- No to co, idziemy?
- Ja zapomniałam, przepraszam. Teraz jest u mnie Amy i Jasper, ale może posiedzisz z nami co?
- Ok, niech ci będzie.- powiedział i uśmiechnął się.
Wszedł do środka i weszliśmy schodami na górę. Pierwszy do mojego pokoju wszedł Justin, a ja po nim.
- Ooo. Elizabeth nareszcie sobie chłopaka znalazła.- zaczął chłopak mojej przyjaciółki i zaśmiał się.
- Weź...- powiedziałam zawstydzona i spuściłam głowę, a każdy zaczął się śmiać.- To nie jest mój chłopak.- dodałam po chwili.
- Chciałaś powiedzieć "Jeszcze nie jest"- poprawił mnie Jasper.
- Nie, nie chciałam.
- Daj spokój, jestem aż taki odrażający?- wtrącił się Justin i zaczął się śmiać.- Już cię nie lubię.- udawał, że jest obrażony.- Jestem Justin.- powiedział do Jaspera i usiadł obok niego.
- Justin...- powtórzył.- Aaa! Ten Justin, o którym tyle gadacie!- krzyknął do mnie i do Amy.
- Jasper...- szepnęła Amy do niego żeby przestał.
- Chcesz wiedzieć co one o tobie gadają?- zapytał Justina, a on pokiwał twierdząco głową z cwanym uśmieszkiem.- No więc Amy mówi jaki ty to masz cudny głos i w ogóle, ale to się da jeszcze przeżyć. Żebyś słyszał co Elizabeth o tobie mówi! Cały czas ględzi o tym jaki to jesteś boski i jak bardzo cię kocha. Całymi dniami muszę tego wysłuchiwać, bo dwie psycho fanki cały czas plotkują o tym co przeczytały w gazecie lub internecie o tobie. A mało tego to puszczają twoje piosenki i drą się na całe gardło, co nazywają śpiewaniem, teksty twoich piosenek.- zakończył i zaczęli się śmiać.
Oblałam się cała rumieńcami.
- Może wyjdę po coś do picia.- powiedziałam i wyszłam.
No co? Musiałam mieć jakiś pretekst do wyjścia stamtąd. Najgorsze jest teraz to, że boję się spojrzeć Justinowi w oczy, bo przez to co przed chwilką usłyszał pewnie uważa mnie za wariatkę. Nalewałam właśnie sok pomarańczowy do szklanek.
- Na serio tak mówiłaś?- usłyszałam czyjś głos i odwróciłam się w jego stronę.
Kurwa, Justin tu przyszedł. Co ja mam powiedzieć? Przyznać się i zrobić z siebie wariatkę czy go okłamać?
- Tak.- powiedziałam cicho, myśląc, że tego nie usłyszał, spuściłam głowę w dół
- Też cię kocham.- powiedział żartem i podszedł do mnie.- Oj, nie wstydź się.- uniósł mój podbródek i spojrzał mi w oczy.- Jak można mnie nie kochać?- trzepnął swoją grzywką.
- Nie bądź taki pewny siebie.- zaśmiałam się i odsunęłam od niego.
- Mam pomysł.- popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.- Zapomnijmy o tym co powiedział Jasper i udawajmy, że nigdy takiej sytuacji nie było.
- Mi to pasuje.- uśmiechnęłam się.
Nalałam sok do końca i zanieśliśmy szklanki na górę. Wypiliśmy i postanowiliśmy się przejść.
Szliśmy po parku, ciągle o czymś rozmawiając. Nagle podszedł do nas jakiś blondyn i przywitał się z Justinem.
- Siema, jestem Chris.- przedstawił się nam, po czym my podaliśmy mu swoje imiona.
Dołączył do nas i teraz spacerowaliśmy w 5.
- Mam pomysł.- powiedziałam nagle.- U mnie przez najbliższy tydzień nikogo nie będzie. Co powiecie na nockę dzisiaj u mnie?
Każdemu się mój pomysł spodobał i się zgodził. Każdy wyciągnął komórkę w celu zadzwonienia do rodziców i proszenie o pozwolenie. Noi każdy mógł.
- Ale na pewno nikogo nie będzie?- chciał się upewnić Chris.
- Yhmm, no. Moja mama pojechała do cioci.
- A tata?- tym razem zapytał się Jus.
- Echh. Mój tata na początku wakacji pojechał w jakąś głupią delegację i wróci dopiero na koniec lata...
Jeszcze trochę pospacerowaliśmy i wtedy ruszyliśmy w stronę mojego domu. Chwilę pogadaliśmy i każdy poszedł do siebie po piżamę, a ja w tym czasie do sklepu kupić 2-3 paczki popcornu. Kiedy wróciłam ich jeszcze nie było. Zaniosłam popcorn do kuchni, a po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i wpuściłam całą piątkę do środka. Chłopcy wybierali filmy, a ja z Amy przygotowywałyśmy popcorn. Kiedy już wróciłyśmy kilka filmów leżało na szafce. Wszystkie to były horrory. Postanowiliśmy zagrać w butelkę, ale nic się takiego nie działo. Później było karaoke, tam również nic ciekawego się nie wydarzyło.
Wtedy postanowiliśmy się iść kąpać. Najpierw poszłam ja, później Amy, Justin, Jasper i na końcu Chris.
Szybko poszłam do kuchni po miski z popcornem i usiadłam z brzegu kanapy, obok Jusa. Obejrzeliśmy wszystkie filmy, a później opowiadaliśmy sobie kawały. Najwięcej śmiechu było z Chrisa. Ten chłopak to ma poczucie humoru. Pogadaliśmy jeszcze chwilę i usnęliśmy.

środa, 15 maja 2013

Rozdział 6

- A ty dokąd?- zapytał Jus.
- Yyyy, do domu?
- Nie. Idziesz ze mną na spacer. Przecież obiecałaś.
- A nasza wycieczka z Amy nad stawek nie liczyła się jako spacer? Bo ja to tak rozumiałam.
- No to źle rozumiałaś.- uśmiechnął się.
- No dobra, ale najpierw chodźmy do mnie.- popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, no tak zabrzmiało to trochę dwuznacznie.- Muszę zostawić torbę.- powiedziałam rumieniąc się, niestety on to zauważył i zaśmiał się.
Ruszyliśmy do mojego domu. Szybko wbiegłam na górę i zostawiłam torbę na moim łóżku. Zbiegłam tak szybko ze schodów, że o mało co się nie zabiłam.
- No to gdzie idziemy?- zapytałam gdy wychodziliśmy już z mojego domu.
- Chciałem cię zabrać w jedno miejsce, a jakie dowiesz się później.
- Ale nie zgwałcisz mnie?- zapytałam żartem, na co wybuchliśmy śmiechem.
- Nie. O to nie musisz się bać.- powiedział przez śmiech.
Szliśmy różnymi uliczkami. O dziwo nie brakowało nam tematów do rozmów. Niekiedy podbiegła do niego jakaś fanka prosząc go o autograf lub zdjęcie. Zgadzał się i wtedy widać było szczęście w jego oczach. Kocha to co robi, a przecież to najważniejsze.
 Wkońcu trafiliśmy do lasu. Przechodziliśmy między drzewami.
- Ale wiesz dokąd idziemy, co nie?- zapytałam przesuwając gałąź, która stała mi na drodze, żebym mogła przejść.
- Oj, nie bój się, wiem dokąd idziemy. Jakbyś się czegoś bała to krzycz, ja cię obronię.- powiedział po czym poruszył brwiami.
- Bohater się znalazł.- zaśmiałam się.- Sama sobie poradzę.
- Taa, ale żeby później nie było na mnie.
- Wyciągasz mnie do takiego lasu, a teraz mówisz, że nie na ciebie. Pfff.
- Nie złość się, bo ci zmarszczki wyjdą, a tego byśmy nie chcieli.- zaśmiał się, a ja go poraziłam wzrokiem, ale po chwili dotarła do mnie cała jego wypowiedź.
- Byśmy? Czy ja się przesłyszałam?- zdziwiłam się.
- "Byśmy", bo nie chcę mieć dziewczyny, która ma zmarszczki.- uśmiechnął się cwaniacko.
- Dziewczyny? A ty co w jakieś drzewo wpadłeś i ci się w głowie poprzestawiało?
- Taa, chciałoby się.- zaczęliśmy się śmiać.
Szliśmy jeszcze długi kawałek rozmawiając o wszystkim i o niczym. Wkońcu weszliśmy na jakieś pole, na którym trawa sięgała nam do pasa.
- Wow!- krzyknęłam.
- Chodź.- złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę tego pola.
Zaprowadził mnie na sam środek i usiedliśmy. Cały czas rozglądałam się dookoła, ale prawie wszystko zasłaniała bardzo wysoka trawa.
- Przychodziłem tu zawsze jak byłem mały. Lubiałem tu spędzać czas. Nikt o tym miejscu nie wie. Nawet Chris- mój najlepszy kumpel. Dopiero tobie pokazałem to miejsce.- powiedział.
- Mi? Dlaczego akurat mi? Nieznamy się przecież długo...
- Czuję, że tobie mogę zaufać.- powiedział i spojrzał mi w oczy, utonęłam w tych jego czekoladowych tęczówkach.
- Ja, ja nie wiem co powiedzieć...
- Nie musisz nic mówić.- powiedziedział po czym objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę mu na ramieniu.
Siedzieliśmy tak wschłuchując się w ciszę, która nas otaczała. To było takie romantyczne. My, słońce, które mocno świeciło, to pole... Moje myśli krążyły w okół jednego tematu, a tak konktetnie: Ja i Justin Bieber, kto by pomyślał?! Jakby wcześniej ktoś do mnie podszedł i powiedział, że poznam Biebera i będę z nim siedzieć w właśnie tym o to miejscu, to wiecie co bym zrobiła? Wyśmiała go. Sama nie wiem czemu. Nie wierzę w bajki, a życie to jeden wielki problem i my sami się zabijamy. Tak sami niszczymy swoją duszę, siebie od środka. Człowiek nie jest istotą idealną i każdy musi się pogodzić ze swoimi wadami i zaletami. Ja mam dużo wad, ale pocieszam się swoim talentem, który nikt nie wie po kim odziedziczyłam. Mianowicie śpiew. Kocham to, ale nie myślę o karierze. Na samą myśl o tym, że nie miałabym prywatności, załamuje moją psychikę. O to moje szczere myśli. Więc jaka jestem? Hmm, przy innych ludziach: wesoła, zawsze uśmiechnięta i pozytywnie nastawiona do życia. Ale mam też drugą stronę: kiedy jestem sama płaczę bez żadnego powodu albo z jakiejś błahostki, nie wiem czemu, ale wtedy czuję ulgę, łatwo mnie zranić drobnostką, jestem wrażliwa, wszelkie uwagi biorę za bardzo do siebie. Amy zna tę 2 stronę i zaakceptowała ją sama nie wiem czemu... Ale może to ja siebie źle oceniam? Sama nie wiem...
Patrzyłam przed siebie i właśnie tak rozmyślałam.
- Dobra koniec tych przytulanek.- powiedziałam i odsunęłam się już od niego.
- Nie niszcz takiej chwili.- mruknął, znów objął mnie i przysunął do siebie.
- Echhh...- westchnęłam i znów się od niego odsunęłam.- Koniec bezczynnego siedzenia. Co robimy?
- Bezczynnego? Mi było miło. Teraz pożałujesz.- zaczął mnie mnie łaskotać.
- Hahaha, nie, hahahah, proszę, hahahah, przestań, hahahah.- prosiłam, ale nic nie pomogło.
Cały czas mnie łaskotał. Nareszcie udało mi sie złapać jego ręce i przytrzymać.
- Koniec już.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Mam do ciebie prośbę.- powiedział, a ja popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.- Dasz buzi?- zrobił dzióbek, a ja zaczęłam się śmiać.
- Co za dużo to nie zdrowo.
- A nie chciałabyś? Przecież każda by chciała.
- Nie jestem widocznie każda. Skąd wiesz, że każda? Jesteś tego pewien?- podniosłam brwi.
- Każda dziewczyna mnie kocha i wiem, że ty też.- wystawił mi język.
- Pfff. Jakie samouwielbienie.- zaśmiałam się.
- Czyli nie dasz buziaka?- pokiwałam przecząco głową.- Nie to nie.- zrobił obrażoną minę, założył ręce na piersiach i odwrócił się w przeciwną stronę.
- Nie fochaj się, przepraszam.
- Za buziaka.- uśmiechnął się cwaniacko, zerkając na mnie.
- Echhh... Widocznie będę dzisiaj sama wracać do domu.- powiedziałam i wstałam ze swojego miejsca.
Ruszyłam w stronę gdzie wydawało mi się, że tamtędy przyszliśmy, a JB dziwnie mi się przyglądał.
- Elizabeth.- odwróciłam się.- Dom jest w tamtą stronę.- pokazał palcem w zupełnie innym kierunku i zaczął się śmiać, a po chwili śmiałam się razem z nim.
- Czyli wychodzi na to, że muszę czekać na ciebie.- powiedziałam i podeszłam do niego.
Wstał i ruszyliśmy w stronę naszych domów. Jak zawsze nie mogliśmy się nagadać. On był jedynym chłopakiem, z którym mam wspólny język <Z Jasperem też, ale Justin jest jakiś inny i przyjemniej mi się z nim rozmawia>.
Staliśmy pod moim domem i nadal gadaliśmy.
- Jutro masz czas?- zapytał nagle.
- Nom, a co?
- Myślę, że może znów byśmy się wyrwali na nasze miejsce.- uśmiechnął się.
- Nasze miejsce?- zapytałam, nie wiedziałam o co chodzi.
- Od dzisiaj to pole to jest nasze wspólne miejsce, o którym tylko my będziemy wiedzieć, ok?
- Ok, ok. Czyli do jutra.
- Tak, do jutra.- westchnął.
Pocałowałam go w policzek, przytuliłam i weszłam do domu. Pierwsze miejsce jakie miałam w planie odwiedzić to kuchnia, bo byłam meega głodna.
- Gdzieś ty była cały dzień?!- zapytała moja mama.
- Najpierw z Amy, a później z Justinem.
- Dzwoniłam do ciebie, czemu nie odbierałaś?!
- Dzwoniłaś?- spojrzałam na ekran swojego telefonu, rzeczywiście było kilka nieoderanych połączeń od mamy.- Przepraszam, widocznie nie miałam zasięgu.- zabrałam się za robienie sobie kanapek.
- No dobrze... Powiadasz, że byłaś z Justinem. I jak było?- spojrzała na mnie podekscytowana, widocznie liczyła na to, że się spotykamy.
- Mamoo...
- Tak, tak wiem. Nie moja sprawa.
I na tym temat się zakończył. Zjadłam kapki i siedziałam jeszcze jakąś godzinę i gadałam z mamą. Kiedy weszłam do swojego pokoju, spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po 20. Boże! To ile ja czasu przesiedziałam z Justinem?! Eee, z resztą nie ważne. Rozpakowałam torbę, którą miałam nad stawkiem. Przez cały czas leżała na moim łóżku i czekała na mnie. Ale grzeczna <xd> ! Potem wzięłam godzinną, relaksującą kąpiel w wannie, ubrałam moją piżamę i umyłam zęby. Szybko wskoczyłam do łóżka i rozmyślając nad dzisiejszym dniem, usnęłam.

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 5

Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające do mojego pokoju. Wstałam do łóżka i podeszłam do okna.
- Echh. Elizabeth, oto kolejny dzień z twojego marnego życia.- powiedziałam sama do siebie, patrząc w słońce i przeciągając się.
- Czemu marnego?- usłyszałam jakiś głos.
Przestraszyłam się i odskoczyłam od okna, patrząc w stronę skąd dobiegł głos.
- Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć.
Podeszłam bliżej żeby go dotknąć i sprawdzić czy to nie mój mózg robi sobie ze mnie jaj. Dotknęłam go i znowu odskoczyłam.
- Justin, ty jełopie! Chcesz żebym na zawał padła?!- krzyknęłam.
- Wypraszam sobie. Nie jestem jełopem.- udał obrażonego.- Nie cieszysz się, że przyszłem?
- Cieszę się, ale mógłbyś trochę później przychodzić. A tak w ogóle co ty tu robisz?
- Twoja mama mnie wpuściła. Chciałem cię odwiedzić.
- Taa, Justin Bieber przyszedł mnie odwiedzić.- rzuciłam sarkastycznie.- Pewnie przyszedłeś sprawdzić czy ci wierzę, co?- założyłam ręce na piersiach.
- Też.- uśmiechnął się szeroko.- To wierzysz?
- Noo. Jakbym nie wierzyła to po co bym cię przed chwilą nazwała Bieberem, hmm?
- To co idziemy się gdzieś przejść?- zapytał odbiegając od tematu.
- Chętnie, ale jakbyś nie zauważył, jestem w piżamie.- kolejny sarkazm z mojej strony.
- No to idź się ubierz, ale szybko.
- Szybko to się nie da, ale postaram się.
Wyciągnęłam z szafy pomarańczową sukienkę przed kolano i poszłam do łazienki. Szybko wzięłam prysznic i równie szybko się wytarłam. Ubrałam sukienkę, popsikałam się perfumami, zrobiłam delikatny makijaż i związałam włosy w wysoką kitkę. Wyszłam, a Justin siedział na moim łóżku i pisał coś w swoim telefonie. Po chwili się zorientował, że wyszłam z łazienki to schował komórkę do kieszeni.
- Ślicznie wyglądasz.- powiedział podchodząc do mnie i przytulił się do mnie.
- Dziękuję. Ej, właśnie zdałam sobie sprawę, że musiałeś trochę czekać aż wstanę, czyli ile czekałeś?- zapytałam, uwalniając się z jego objęć.
- Godzinę.
- Chciało ci się tyle czekać?
- Dla ciebie wszystko.- powiedział i znów mnie przytulił.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Kurwa.- powiedziałam odrywając się od Justina.- Zaczekaj chwilę, a on kiwnął potakująco głową.
Szybko zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. W progu stała Amy.
- Siemka, mogę do ciebie wpaść, co nie?- zapytała.
- No jasne przecież wiesz, że jesteś tu zawsze mile widziana.- uśmiechnęłam się.
Zaprosiłam ją do środka i już byłyśmy na schodach, kiedy ja dostałam nagłego olśnienia.
- Amy, ja mam w pokoju gościa…- powiedziałam.
Ona nie zwarzała na moje słowa i weszła do mojego pokoju. Stanęła jak wryta gdy zobaczyła Jusa.
- Aaaaa.- zaczęła piszczeć i skakać z radości po chwili.- Elizabeth, w twoim pokoju siedzi Justin Bieber!- zaczęła krzyczeć.
- Właśnie wiem.- powiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi.
JB zaczął się śmiać.
- A więc to jest ta twoja przyjaciółka.- powiedział przez śmiech.
Amy znowu stanęła jak wryta.
- Mówiłaś mu o mnie?- szepnęła do mnie.
- Yhmm, noo.- powiedziałam też cicho.
Justin przez cały czas się śmiał.
- A ty z częgo się tak śmiejesz?- zapytałam, chociaż wiedziałam z czego.
- Z tego jak twoja przyjaciółka na mnie zareagowała.- powiedział i znowu wybuchł śmiechem.
- Nie śmiej się z niej! Ja tak samo reaguje na jakąś wieść o tobie, a jakbyś siedział teraz u Amy, a ja bym do niej przyszła do podbiegłabym do ciebie i się na ciebie rzuciła, więc to co ona zrobiła jest w miarę normalne. A zresztą pamiętasz jak zareagowałam na wieść o biletach? Tak samo!
- No pamiętam- powiedział i przestał się śmiać.
- No właśnie.- powiedziałam.- A ciebie co do mnie sprowadza?- zapytałam Amy, podnosząc brwi.
- Przyszłam cię odwiedzić i wyciągnąć na jakiś spacer albo żebyśmy poszły nad nasz stawek wykąpać się, bo jest śliczna pogoda.- powiedziała uśmiechając się.
- No pięknie i teraz kogo tu wybrać.- powiedziałam.
- Co?- zapytała Amy.
- No bo Justin też mnie zaprosił na spacer.
- No to może pójdziemy w trójkę?- wtrącił się Justin.
- Ok!- krzyknęła Amy.
Szybko pobiegłam do łazienki założyć strój. Byłam wkurzona, bo dopiero co się wyszykowałam to już muszę zmyć makijaż, bo jak zanurkuję to będę wyglądać jak potwór. Nie to, że mam na twarzy tapetę, ale tusz jak się romarze to uchuchuuu. Przynajmniej dziewczyna wie o co mi chodzi.
Spakowałam do torby koc, telefon i kilka innych potrzebnych rzeczy, a w tym czasie Justin i Amy o czymś gadali. Założyłam czarne baleriny przewiesiłam torbę przez ramię i wyszliśmy. Po drodze zaszliśmy do do domu Amy żeby ona też ubrała strój i wzięła potrzebne rzeczy. Noi później jeszcze do Justina. W jakiej mieszka on willi! O jejku, żeby w to uwierzyć trzeba zobaczyć to na własne oczy. Noi ruszyliśmy nad nasz stawek. Nigdy tam nikogo nie ma, bo on jest w lesie i nikomu nie chce się tam chodzić, więc Justin tam odpocznie od męczących fanek. Kiedy dotarliśmy rzeczywiście nikogo nie było. Rozłożyliśmy koce, rozebraliśmy się, że zostaliśmy w samych strojach kąpielowych. Ja się położyłam na kocu i zaczęłam się opalać, a Amy i Jus pobiegli do wody. Jak oni razem ślicznie wyglądają. Pasują do siebie. Leżałam tak na brzuchu i myślałam co zrobić żeby byli razem. Ale chwila! Amy ma chłopaka! Kurcze, no to po moich niecnych planach...
Po chwili poczułam jak coś mokrego ląduje na moich plecach. Odwróciłam się, a nademną stał Justin i chlapał na mnie.
- Ejj!- krzyknęłam i wstałam wściekła.
W tej chwili poczułam, że tracę grunt pod nogami. Justin wziął mnie na ręce i biegł ze mną do wody. Kiedy woda sięgała mu do pasa, rzucił mną, a ja zanurkowałam w wodzie.
- Kurwa! Co ty chcesz mnie zabić czy co?!- krzyczałam gdy już się wynurzyłam.- Co ty sobie myślisz?! Najpierw rano ta pobudka, a teraz kurwa to!- darłam się na niego.
- Oj, nie gniewaj się.- powiedział z rozbawieniem.
Chciałam już iść na brzeg. Szłam już, ale Justin złapał mnie za nadgarstki.
- Zostaw mnie!- krzyknęłam.
Rozejrzałam się dookoła.
- Gdzie jest Amy?!- zapytałam krzycząc.
- Tam.- wskazał na drugi koniec stawku.
- Co ona tam robi?
- Powiedziała, że tam jest cieplejsza woda. Płyniemy do niej?
- Muszę?- przewróciłam oczami.
- Tak musisz, a jak nie to zaciągnę cię tam siłą.
- Dobra, dobra no to płyń pierwszy, ja tu jeszcze chwilkę postoję.
- No dobra, ale szybko do nas przyjdź.- powiedział i odpłynął.
Patrzałam chwilkę na niego. Wyszłam z wody i postanowiłam, że ja pójdę po piasku naokoło. Szłam powoli patrząc na piasek. Kiedy doszłam Amy i Justin z czegoś się śmiali. Zanurzyłam się powoli i podeszłam do nich.
- Jaki jest powód, że mnie zaciągneliście na drugi koniec stawku, zostawiając nasze rzeczy na pastwę losu?- zapytałam zdenerwowana.
- A sama nie wiem.- uśmiechnęła się Amy.
- No to ja wracam na swoje miejsce.- powiedziałam i odwróciłam się.
- Czekaj.- Justin złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Co?- zapytałam zniecierpliwiona.
- Przepraszam.
- Za co?- byłam zaskoczona.
- Za tamto.
- Można jaśniej?- zapytałam.
- Za to, jak ty to nazwałaś, że chcę cię zabić.- zaśmiał się.
- Jak ja wcale nie jestem na to zła.
- No to na co?
- Na nic, nie wiem zupełnie o co ci chodzi, ale ja już idę.- powiedziałam i odwróciłam się.
- Oj, nigdzie nie idziesz.- złapał mnie za ramię i odwrócił.- Masz z nami pływać.- uśmiechnął się.
Chwilę popływaliśmy, a później zrobiliśmy wielką wodną bitwę. Tak zleciały nam 2 godziny. Kiedy wracaliśmy cały czas o czymś gadaliśmy. Najbliżej mieszkała Amy więc odprowadziliśmy ją. Wtedy zostałam sama z Justinem. Skręciłam w uliczkę, w której mieszkam.
- A ty dokąd?- zapytał Jus.
- Yyyy, do domu?