środa, 15 maja 2013

Rozdział 6

- A ty dokąd?- zapytał Jus.
- Yyyy, do domu?
- Nie. Idziesz ze mną na spacer. Przecież obiecałaś.
- A nasza wycieczka z Amy nad stawek nie liczyła się jako spacer? Bo ja to tak rozumiałam.
- No to źle rozumiałaś.- uśmiechnął się.
- No dobra, ale najpierw chodźmy do mnie.- popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, no tak zabrzmiało to trochę dwuznacznie.- Muszę zostawić torbę.- powiedziałam rumieniąc się, niestety on to zauważył i zaśmiał się.
Ruszyliśmy do mojego domu. Szybko wbiegłam na górę i zostawiłam torbę na moim łóżku. Zbiegłam tak szybko ze schodów, że o mało co się nie zabiłam.
- No to gdzie idziemy?- zapytałam gdy wychodziliśmy już z mojego domu.
- Chciałem cię zabrać w jedno miejsce, a jakie dowiesz się później.
- Ale nie zgwałcisz mnie?- zapytałam żartem, na co wybuchliśmy śmiechem.
- Nie. O to nie musisz się bać.- powiedział przez śmiech.
Szliśmy różnymi uliczkami. O dziwo nie brakowało nam tematów do rozmów. Niekiedy podbiegła do niego jakaś fanka prosząc go o autograf lub zdjęcie. Zgadzał się i wtedy widać było szczęście w jego oczach. Kocha to co robi, a przecież to najważniejsze.
 Wkońcu trafiliśmy do lasu. Przechodziliśmy między drzewami.
- Ale wiesz dokąd idziemy, co nie?- zapytałam przesuwając gałąź, która stała mi na drodze, żebym mogła przejść.
- Oj, nie bój się, wiem dokąd idziemy. Jakbyś się czegoś bała to krzycz, ja cię obronię.- powiedział po czym poruszył brwiami.
- Bohater się znalazł.- zaśmiałam się.- Sama sobie poradzę.
- Taa, ale żeby później nie było na mnie.
- Wyciągasz mnie do takiego lasu, a teraz mówisz, że nie na ciebie. Pfff.
- Nie złość się, bo ci zmarszczki wyjdą, a tego byśmy nie chcieli.- zaśmiał się, a ja go poraziłam wzrokiem, ale po chwili dotarła do mnie cała jego wypowiedź.
- Byśmy? Czy ja się przesłyszałam?- zdziwiłam się.
- "Byśmy", bo nie chcę mieć dziewczyny, która ma zmarszczki.- uśmiechnął się cwaniacko.
- Dziewczyny? A ty co w jakieś drzewo wpadłeś i ci się w głowie poprzestawiało?
- Taa, chciałoby się.- zaczęliśmy się śmiać.
Szliśmy jeszcze długi kawałek rozmawiając o wszystkim i o niczym. Wkońcu weszliśmy na jakieś pole, na którym trawa sięgała nam do pasa.
- Wow!- krzyknęłam.
- Chodź.- złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę tego pola.
Zaprowadził mnie na sam środek i usiedliśmy. Cały czas rozglądałam się dookoła, ale prawie wszystko zasłaniała bardzo wysoka trawa.
- Przychodziłem tu zawsze jak byłem mały. Lubiałem tu spędzać czas. Nikt o tym miejscu nie wie. Nawet Chris- mój najlepszy kumpel. Dopiero tobie pokazałem to miejsce.- powiedział.
- Mi? Dlaczego akurat mi? Nieznamy się przecież długo...
- Czuję, że tobie mogę zaufać.- powiedział i spojrzał mi w oczy, utonęłam w tych jego czekoladowych tęczówkach.
- Ja, ja nie wiem co powiedzieć...
- Nie musisz nic mówić.- powiedziedział po czym objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę mu na ramieniu.
Siedzieliśmy tak wschłuchując się w ciszę, która nas otaczała. To było takie romantyczne. My, słońce, które mocno świeciło, to pole... Moje myśli krążyły w okół jednego tematu, a tak konktetnie: Ja i Justin Bieber, kto by pomyślał?! Jakby wcześniej ktoś do mnie podszedł i powiedział, że poznam Biebera i będę z nim siedzieć w właśnie tym o to miejscu, to wiecie co bym zrobiła? Wyśmiała go. Sama nie wiem czemu. Nie wierzę w bajki, a życie to jeden wielki problem i my sami się zabijamy. Tak sami niszczymy swoją duszę, siebie od środka. Człowiek nie jest istotą idealną i każdy musi się pogodzić ze swoimi wadami i zaletami. Ja mam dużo wad, ale pocieszam się swoim talentem, który nikt nie wie po kim odziedziczyłam. Mianowicie śpiew. Kocham to, ale nie myślę o karierze. Na samą myśl o tym, że nie miałabym prywatności, załamuje moją psychikę. O to moje szczere myśli. Więc jaka jestem? Hmm, przy innych ludziach: wesoła, zawsze uśmiechnięta i pozytywnie nastawiona do życia. Ale mam też drugą stronę: kiedy jestem sama płaczę bez żadnego powodu albo z jakiejś błahostki, nie wiem czemu, ale wtedy czuję ulgę, łatwo mnie zranić drobnostką, jestem wrażliwa, wszelkie uwagi biorę za bardzo do siebie. Amy zna tę 2 stronę i zaakceptowała ją sama nie wiem czemu... Ale może to ja siebie źle oceniam? Sama nie wiem...
Patrzyłam przed siebie i właśnie tak rozmyślałam.
- Dobra koniec tych przytulanek.- powiedziałam i odsunęłam się już od niego.
- Nie niszcz takiej chwili.- mruknął, znów objął mnie i przysunął do siebie.
- Echhh...- westchnęłam i znów się od niego odsunęłam.- Koniec bezczynnego siedzenia. Co robimy?
- Bezczynnego? Mi było miło. Teraz pożałujesz.- zaczął mnie mnie łaskotać.
- Hahaha, nie, hahahah, proszę, hahahah, przestań, hahahah.- prosiłam, ale nic nie pomogło.
Cały czas mnie łaskotał. Nareszcie udało mi sie złapać jego ręce i przytrzymać.
- Koniec już.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Mam do ciebie prośbę.- powiedział, a ja popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.- Dasz buzi?- zrobił dzióbek, a ja zaczęłam się śmiać.
- Co za dużo to nie zdrowo.
- A nie chciałabyś? Przecież każda by chciała.
- Nie jestem widocznie każda. Skąd wiesz, że każda? Jesteś tego pewien?- podniosłam brwi.
- Każda dziewczyna mnie kocha i wiem, że ty też.- wystawił mi język.
- Pfff. Jakie samouwielbienie.- zaśmiałam się.
- Czyli nie dasz buziaka?- pokiwałam przecząco głową.- Nie to nie.- zrobił obrażoną minę, założył ręce na piersiach i odwrócił się w przeciwną stronę.
- Nie fochaj się, przepraszam.
- Za buziaka.- uśmiechnął się cwaniacko, zerkając na mnie.
- Echhh... Widocznie będę dzisiaj sama wracać do domu.- powiedziałam i wstałam ze swojego miejsca.
Ruszyłam w stronę gdzie wydawało mi się, że tamtędy przyszliśmy, a JB dziwnie mi się przyglądał.
- Elizabeth.- odwróciłam się.- Dom jest w tamtą stronę.- pokazał palcem w zupełnie innym kierunku i zaczął się śmiać, a po chwili śmiałam się razem z nim.
- Czyli wychodzi na to, że muszę czekać na ciebie.- powiedziałam i podeszłam do niego.
Wstał i ruszyliśmy w stronę naszych domów. Jak zawsze nie mogliśmy się nagadać. On był jedynym chłopakiem, z którym mam wspólny język <Z Jasperem też, ale Justin jest jakiś inny i przyjemniej mi się z nim rozmawia>.
Staliśmy pod moim domem i nadal gadaliśmy.
- Jutro masz czas?- zapytał nagle.
- Nom, a co?
- Myślę, że może znów byśmy się wyrwali na nasze miejsce.- uśmiechnął się.
- Nasze miejsce?- zapytałam, nie wiedziałam o co chodzi.
- Od dzisiaj to pole to jest nasze wspólne miejsce, o którym tylko my będziemy wiedzieć, ok?
- Ok, ok. Czyli do jutra.
- Tak, do jutra.- westchnął.
Pocałowałam go w policzek, przytuliłam i weszłam do domu. Pierwsze miejsce jakie miałam w planie odwiedzić to kuchnia, bo byłam meega głodna.
- Gdzieś ty była cały dzień?!- zapytała moja mama.
- Najpierw z Amy, a później z Justinem.
- Dzwoniłam do ciebie, czemu nie odbierałaś?!
- Dzwoniłaś?- spojrzałam na ekran swojego telefonu, rzeczywiście było kilka nieoderanych połączeń od mamy.- Przepraszam, widocznie nie miałam zasięgu.- zabrałam się za robienie sobie kanapek.
- No dobrze... Powiadasz, że byłaś z Justinem. I jak było?- spojrzała na mnie podekscytowana, widocznie liczyła na to, że się spotykamy.
- Mamoo...
- Tak, tak wiem. Nie moja sprawa.
I na tym temat się zakończył. Zjadłam kapki i siedziałam jeszcze jakąś godzinę i gadałam z mamą. Kiedy weszłam do swojego pokoju, spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po 20. Boże! To ile ja czasu przesiedziałam z Justinem?! Eee, z resztą nie ważne. Rozpakowałam torbę, którą miałam nad stawkiem. Przez cały czas leżała na moim łóżku i czekała na mnie. Ale grzeczna <xd> ! Potem wzięłam godzinną, relaksującą kąpiel w wannie, ubrałam moją piżamę i umyłam zęby. Szybko wskoczyłam do łóżka i rozmyślając nad dzisiejszym dniem, usnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz