poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 10

Szłam z nim za rękę... Rozmawialiśmy o wszystkim. Mieliśmy dużo wspólnych zainteresowań.
Przystanęliśmy pod wierzbą. Patrzyliśmy sobie w oczy. Te niebieskie tęczówki hipnotyzowały... Były takie jak ocean, a ja w nich tonęłam.
Zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Po chwili dzieliły nas milimetry. Czułam jego nierówny oddech. Musnął delikatnie moje usta. Chciałam tego jak niczego innego na świecie. Zaczęliśmy się całować coraz namiętniej. Nagle podeszła do nas ona... Rose. Oni przez cały czas byli razem. Jedną rękę trzymała za plecami. Spoliczkowała go i wyciągnęła do niego tą rękę, którą miała za plecami. Trzymała w niej... nóż. Nie zastanawiała się długo. Wbiła mu go w miejsce, gdzie znajduje się serce. Upadł, a po kilku sekundach pojawiła się pod nim kałuża krwi.
- Luke!- rzuciłam się na kolana i zaczęłam płakać.- Co ty zrobiłaś?!- krzyknęłam na dziewczynę.
- Jeszcze będziesz mi dziękować, że to zrobiłam.- odpowiedziała pewnie.
- Jak mogłaś?!
Spojrzała na mnie i odeszła bez słowa.
- Luke! Tylko nie to! Kocham cię!- krzyczałam do martwego chłopaka.
Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer karetki.
Oznajmili, że zaraz przyjadą. Przytuliłam go i cmoknęłam w usta, które już powoli zaczynały sinieć.
- To wszystko moja wina!- krzyczałam, a ta wierzba pod, którą byliśmy zdawała się płakać razem ze mną...

Obudziłam się cała zapłakana i spocona. Chwila, chwila... Czy ja powiedziałam we śnie, że go kocham? To nie możliwe, ja go nie za dobrze znam. To czemu tak powiedziałam? Nawet mi się spodobał, ale czy od razu się zakochałam? Na pewno nie...
Spojrzałam na zegarek. 8:37. Swoje zwłoki skierowałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam strasznie. Miałam całe czerwone oczy od wczorajszego płaczu i pod nimi wielkie wory.
Wyszłam z łazienki i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne leginsy przed kolano i niebieską tunikę na krótki rękawek. Ruszyłam znowu do łazienki, ubrałam się i umyłam zęby. Makijażu nie robiłam, chociaż wyglądałam jak potwór. Włosy związałam w luźnego koka. Dzisiaj nie zamierzałam nigdzie wychodzić.
Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie płatki. Zjadłam i pozmywałam po sobie. Usiadłam na kanapie w salonie i włączyłam jakiś film. Opowiadał o dziewczynie, sierocie. Gdy skończyła 18 lat, zamieszkała w swoim domu. Wtedy poznała swoją miłość: Davida. On ją zdradzał, a ona szukała pocieszenia w narkotykach. Kiedy on ją zostawił to załamała się totalnie. Wcale nie wychodziła z domu, a jak wyszła to na jakieś imprezy lub do klubów. Pewnego dnia gdy wracała właśnie z imprezy to poszła na most. Skoczyła z niego. Wtedy ten chłopak zrozumiał swój błąd. Po kilku dniach on skoczył z tego samego mostu.
Kiedy skończyłam oglądać, poszłam do kuchni i nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki. Wypiłam i wróciłam na "swoje" miejsce, a mianowicie, na kanape. Przeskakiwałam z kanału na kanał, aż w końcu trafiłam na jakiś ciekawy serial.
Oglądanie przerwał mi dzwonek do drzwi. Ruszyłam, aby zobaczyć kto jest moim gościem. W progu stał Justin. No tak, zapomniałam, że miał do mnie przyjść, a wyglądam jak... sama nie wiem do czego to porównać, ale na pewno okropnie.
- No, hej. Miałem przyjść, więc przyszedłem.- powiedział radośnie.
- Wchodź.
Ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Usiedliśmy na łóżku. Panowała między nami niezręczna cisza, a ja nie zamierzałam jej przerywać.
- Dlaczego wczoraj płakałaś?- wypowiedział to pytanie, którego nie chciałam słyszeć.
- Nie ważne.
- Proszę, powiedz. Mi możesz zaufać.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Chociaż powiedz czy to coś poważnego.
- Nic takiego.
- No dobrze, ale i tak kiedyś to z ciebie wyduszę.- uśmiechnął się.
- Nie tak łatwo.- odwzajemniłam uśmiech.- A tak w ogóle to przepraszam za to ja wyglądam. Przypuszczam, że jak ci drzwi otworzyłam to pewnie o mało co, na zawał nie padłeś.- zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
- Nie jest aż tak strasznie.- uśmiechnął się.
- No właśnie!- krzyknęłam.- Opowiadaj jak było na randce!- poruszyłam brwiami, a on się zaśmiał.
- Fajnie.
- Fajnie?
- Bardzo fajnie.
- Bardzo fajnie?
- Dobra, zajebiście.
- No, to już lepiej.- zaśmialiśmy się.- Mów jaka ona jest!- krzyknęłam entuzjastycznie.
- Ładna, miła, zabawna, urocza i mamy dużo wspólnych tematów.
- Widzisz, dobrze, że podeszłeś wtedy do niej w klubie.
- Bardzo dobrze, bo mam teraz dziewczynę.- uśmiechnął się szeroko.
- Dziewczynę? Tak szybko?
- No tak. Ja lubię ją, a ona mnie i teraz jesteśmy razem.
- Ale wy się prawie nie znacie. A może ona leci na twoją kasę albo sławę? Bo mi się tak wydaje...
- Jak śmiesz ją o to oskarżać?!- krzyknął.- Nawet jej nie znasz!
- Ja jej nie oskarżam. Powiedziałam, że mi się tak wydaje. A tak poza tym ty, tak właściwie też jej nie znasz.
- Dość! Nie mam ochoty tego słuchać! Jesteś egoistyczna!
- Ja?! Mówi to rozpieszczona gwiazdka, która myśli, że może mieć wszystko!- zagotowało się we mnie.- Myślisz, że każdy cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko?! Mylisz się! Wyjdź już stąd! Nie mam ochoty ciebie słyszeć i widzieć!- krzyknęłam.
- I już nigdy więcej nie zobaczysz!- wyszedł i trzasnął za sobą drzwiami.
Szłyszałam jak schodzi ze schodów. Widziałam przez okno jak szedł w stronę swojego domu. Widać było, że był wkurzony.
- Nie!- krzyknęłam na cały głos.
Łzy zaczęły wypływać z moich oczu.
- Proszę, nie! Wracaj! Ja nie chciałam tego powiedzieć! Nie chciałam!- krzyczałam, chociaż on tego nie słyszał.
Rzuciłam się na łóżko i histerycznie płakałam... Tak z dnia na dzień wszystko się spieprzyło... Niby już było wszystko w porządku, ale oczywiście moje życie jest do dupy i zawsze pierdoli się w najmniej oczekiwanym momencie...
Teraz płakałam przez Justina... Pamiętam jak kiedyś go nie znałam i tak go kochałam...
Pamiętam jak szłam kiedyś na spacer i miałam na sobie bluzkę z jego twarzą, a na dole napis "I <3 Justin Bieber". Ludzie oglądali się za mną. Niektórzy szeptali coś i pokazywali na mnie palcem, niektórzy się śmiali i obgadywali. A jedni... podchodzili i mówili mi prosto w twarz, że jestem szmatą, bo słucham Biebera... Wtedy płakałam tak jak teraz. Dlaczego ludzie nie akceptują czyjegoś gustu muzycznego i śmieją się z nich... Ja się nie śmieję z ludzi słuchających np. Hannah Montana.
Pamiętam jak kiedyś ktoś się dowiedział, że go słucham i mówił mi, że nie chce mnie przez to znać... I czy to są koledzy, koleżanki czy przyjaciele?
Kiedy sobie to przypomniałam to jeszcze gorzej zaczęłam płakać...
Resztę dnia spędziłam na tej samej czynności, a mianowicie... a zresztą sami wiecie. Mogłam zadzwonić chociaż do Amy, ale wolałam ten dzień spędzić sama.
Nie przebrałam się w piżamę i nawet nie wykąpałam się, tylko od razu położyłam się spać. Cicho szlochając, usnęłam.

4 komentarze:

  1. http://dangerousmeeting.blogspot.com/ zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ksdxmjnbcfhyrfuiosdkxmjncvghbjfruikeojsdhfcbryuieowslmdxcnvbghuiresmxcnvhgburewldfgureowsldcmvghureoslxdkckjgffrtyhgwkdfjguidkxmcnvgurielsmdxkcnfjguirknfhgycjksodf
    Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawaj nexta ! :D :*

    OdpowiedzUsuń